Armenia – wszerz i wzdłuż, miejsca, które trzeba zobaczyć, część I

Armenia, kraj będący w cieniu Gruzji jest jakby omijany przez masową turystkę, dlatego nie będę ukrywać, że był to jeden z wielu powodów dla których tak bardzo chciałam go zobaczyć. W Gruzji byłam dwa razy i na swój przewrotny sposób ją lubię, choć ostatnia wizyta nie pozostawiła złudzeń. Turystyka w Gruzji staje się maszynką do robienia pieniędzy i nie byłoby w tym nic złego, gdyby kraj ten stawiał także na jakość oferowanych usług. Tymczasem Armenia, stanowi doskonałą alternatywę dla komercyjnej Gruzji. Dlaczego? Po pierwsze, nie będę Was czarować, jest tania,  po drugie jest nam bliska kulturowo, po trzecie jest autentyczna, ale przede wszystkim jest piękna! ? Armenia jako kierunek turystyczny słynie głównie z wielu starych monastyrów. Zresztą nie powinno to dziwić, ponieważ był to pierwszy kraj, który przyjął Chrześcijaństwo jako religię państwową (około 301 r.).  Z tego też powodu, identyfikowana jest głównie z kościołami i monastyrami, co jest trochę niesprawiedliwe. Poza ciekawymi obiektami sakralnymi, kraj ten słynie z cudownych krajobrazów oraz innych zaskakujących zabytków. Pierwszy przystanek – szmaragdowe Jezioro Sevan, nazywane także ormiańskim morzem, gdyż Armenia nie ma dostępu do żadnego większego akwenu wodnego. Położone jest na wysokości ponad 1900 m n.p.m. i zalicza się do najwyżej położonych jezior na świecie. Jezioro Sevan jest jednym najbardziej popularnych miejsc turystycznych w Armenii, ponieważ znajduje się nieco ponad 60 km od stolicy – Erywania.  Woda jest tu obłędnie niebieska, a ponadto jezioro słynie z tak zwanego pstrąga sewańskiego, zwanego tutaj „ishxan”. Najlepszym punktem wypadowym na Jezioro Sevan jest miasto o tej samej nazwie. Co prawda znajduje się tutaj wiele punktów gastronomicznych oraz kwater, natomiast nie każdemu może przypaść to miejsce do gustu. Na pierwszy rzut oka widać, że jest ono bardzo zaniedbane, a mieszkańcy żyją tu głównie z turystyki, która kwitnie głównie latem. Natomiast mnie Sevan osobiście urzekło, głównie za sprawą wielu opuszczonych budynków oraz industrialnego charakteru ? Niedaleko Sevan znajduje się również prawdziwa perełka, opuszczony wagon porzucony tuż obok drogi wzdłuż jeziora. Natomiast główną atrakcją, która przyciąga turystów do miejscowości Sevan jest znajdujący się tuż obok Półwysep Sevanavank, który swoją nazwę zawdzięcza zabytkowemu klasztorowi, pochodzącemu z IX wieku.  Zbudowany jest z ciemnego tufu wulkanicznego, dlatego też po ormiańsku zwany jest Czarnym Klasztorem. Jego wnętrze jest typowe dla wszystkich ormiańskich budowli sakralnych. Małe okna i ciemne surowe ściany tworzą ciekawy klimat tego miejsca. Nieopodal klasztoru znajduje się pewien ciekawy obiekt, nieznany masowej turystyce – Dom Pisarzy Sewanu. Budynek robi niesamowite wrażenie, ze względu na swój ciekawy, kosmiczny wygląd. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to opuszczona, niedokończona, nowoczesna konstrukcja. Tymczasem  początki Domu Pisarzy sięgają lat 30-tych XX wieku. Wówczas dwóch wybitnych architektów radzieckiej awangardy Mikael Mazmanyan i Gevorg Kochar, zbudowali pierwszą część obiektu. Wygląd domu był do tego stopnia obrzydliwie kapitalistyczny, że Stalin postanowił, zesłać ich na Syberię. Jednak architekci nie dali za wygraną, po powrocie z łagru, po śmierci Stalina, dokończyli w 1965 r. budowę swojego dzieła. Tym razem, postanowili się odegrać, projektując jeszcze bardziej futurystyczny projekt – zawieszony nad taflą jeziora spodek. Co prawda w środku budynek nie wygląda już tak futurystycznie, przypomina bardziej czasy PRL. Natomiast warto tu zajrzeć, gdyż w spodku mieści się restauracja, która może nie tyle słynie z doskonałego jedzenia, co niesamowitych widoków ? Jadąc na południe od Jeziora Sevan droga robi się coraz bardziej kręta, krajobraz coraz bardziej górzysty. Góry Vardenis w oddali oraz przestrzeń robią niesamowite wrażenie. Trasa prowadzi przez Przełęcz Selim, która nie bez powodu jest uznawana za jedną z  najbardziej spektakularnych tras samochodowych z jakich słynie Armenia. Jednak obłędne widoki to nie jedyny powód dla którego warto się tutaj wybrać. Nieco poniżej najwyższego punktu przełęczy – Vayots Dzor, zlokalizowany jest Karawanseraj Orbelian zwany też Karawanserajem Selim, zbudowany w 1332 r. Karawanseraje to obiekty znane szczególnie z krajów arabskich oraz dawnej Persji. W języku perskim słowo karawanseraj oznacza zajazd dla karawan. Stąd, można powiedzieć, że w dawnych czasach były to swego rodzaju schroniska dla karawan lokalizowane na szlakach handlowych.  Obecnie karawanseraj to opuszczony obiekt. Wchodząc do niego czułam dreszczyk emocji, przede wszystkim dlatego, że samo wejście przypominało mi wyglądem stary grobowiec. Jednak była to tylko dobra zapowiedź tego co mogłam zobaczyć w środku. Opustoszałe, mroczne, surowe wnętrze o doskonałej akustyce, tworzy dość psychodeliczny klimat tego miejsca. Jadąc dalej na południe w kierunku Górskiego Karabachu o którym pisałam tutaj, warto zajrzeć do Karahunj, zwanym także ormiańskim Stonehenge. Do dziś pamiętam tę drogę, obłędne górskie krajobrazy, małe jeziorka oraz ciekawe kompozycje z chmur, to było coś niesamowitego. Karahunj, po naszemu Karahundż znajduje się nieopodal miasta Sisjan, tuż obok trasy M2. Jednak ormiański Stonehenge wbrew temu co mogłoby się wydawać, wcale nie jest popularną atrakcją turystyczną. Na miejscu nie ma żadnej infrastruktury turystycznej, jak parking, kasa biletowa czy sklepik z pamiątkami, zresztą jak okiem sięgnąć, po horyzont nie widać żywej duszy. Karahundż, znane jest także jako Zorac (Zorats) Karer co w przetłumaczeniu znaczy „kamienie pełne mocy”. Składa się z kilkunastu ozdobionych skalnych bloków. Do tej pory nie odkryto zagadki tego miejsca. Istnieją jednak podejrzenia, że mogło ono pełnić rolę obserwatorium astronomicznego lub starożytnej nekropolii. Czymkolwiek by nie było, robi niesamowite wrażenie. Ciąg dalszy trasy wkrótce…

error: Content is protected !!