Belfast i (London)Derry – czyli w skrócie Kłopoty
Belfast był miejscem, które od dawna chciałam zobaczyć. Pierwszy mój wyjazd do stolicy Irlandii Północnej został odwołany przez COVID. Jednak nie dałam za wygraną i w tym roku ostatecznie zrealizowałam swój cel. Czemu Belfast chodził mi po głowie od długiego czasu? Właściwie są dwa powody jeden bardzo trywialny, a drugi poważny. Może dla zachowania powagi tego bloga zacznę od tego poważnego. Głównym powodem dla którego odwiedziłam Belfast była chęć zobaczenia realiów tego miasta, po niespełna 30 latach krwawego konfliktu. Zależało mi, aby się przekonać, czy został on całkowicie zażegnany. Drugi powód jest dość banalny, mam bowiem słabość do miast które zaczynają się na literę B, szczególnie tych które doświadczyły bądź doświadczają powiedzmy swego rodzaju różnych problemów. Może wydawać się to dziwne, ale mam ciarki słysząc o Bejrucie, Bagram lub Bagdadzie… Zatem już się chyba domyślacie, jakie nowe kierunki chodzą mi po głowie 😉
Natomiast przechodząc do tematu tego postu, może zacznę od krótkiego wprowadzenia historycznego.
Konflikty w Irlandii trwają tak właściwie od średniowiecza. Rozpoczęły się wraz z zasiedlaniem zielonej wyspy przez Królestwo Angielskie. Irlandia od początku dążyła do uzyskania pełnej niepodległości co stało się faktem dopiero w 1921 r. Jednak w granicach Zjednoczonego Królestwa pozostała nadal Irlandia Północna. W walce o wolność aktywnie uczestniczyła Irlandzka Armia Republikańska (IRA), której celem następnie stało się wyzwolenie Irlandii Północnej. IRA nie była wyłącznie ugrupowaniem o charakterze militarnym, jej politycznym skrzydłem była parta Sinn Féin.
Najbardziej tragiczny w dziejach Irlandii Północnej był okres pomiędzy 1969 i 1998 rokiem, nazywany Kłopotami (the Troubles). Nazwa Kłopoty wydaje się być dość nietrafnym określeniem na trzy dekady konfliktu, w wyniku którego zginęło ponad 3500 osób. Nazwa ta powstała z inicjatywy Brytyjskiej, Zjednoczone Królestwo celowo deprecjonowało wewnętrzne problemy, aby nie okazać słabości na arenie międzynarodowej. Jak to bywa w większości światowych konfliktów, najwygodniej w celu ich uzasadnienia powołać się na religię. I tak Kłopoty były przedstawiane jako konflikt religijny pomiędzy katolikami, zwanymi też republikanami bądź nacjonalistami (Irlandczykami) i protestantami, zwanymi też unionistami czy lojalistami (Brytyjczykami). Tymczasem głównym powodem krwawych walk w Irlandii były kwestie terytorialne i społeczne.
W trakcie Kłopotów Belfast był jedną z najbardziej niebezpiecznych stolic na świecie. Szacuje się, że w ciągu 30 lat przeprowadzono tu 45 000 ataków bombowych. Na ulicach stolicy Irlandii Północnej dochodziło także do licznych aktów przemocy. Kłopoty oficjalnie skończyły się w 1998 r. kiedy podpisane zostało porozumienie pokojowe zwane wielkopiątkowym. Natomiast musiało minąć jeszcze sporo czasu zanim w 2005 r. PIRA (Prowizoryczna Irlandzka Armia Republikańska, która wyłamała się z IRA) ogłosiła całkowite rozbrojenie.
Jak Belfast wygląda teraz? Czy po tylu latach można zobaczyć ślady tego konfliktu?
Generalnie spacerując po centrum Belfastu nie dostrzega się żadnych oznak wskazujących, że miasto nadal żyje wspomnieniem krwawych wydarzeń. Jest tu całkiem uroczo, ulice zdobią kolorowe parasolki, a na lokalny bazar St. Georges Market jest pełen mieszkańców i turystów.
Jednak, żeby poznać rzeczywistość Belfastu, należy znać historię poszczególnych miejsc. Szczególną uwagę zwraca Crown Liquor Saloon. Jest to najsłynniejszy pub w Belfaście. Przy wejściu można na podłodze zobaczyć charakterystyczną mozaikę, przedstawiającą brytyjską koronę.
Podobno bar został nazwany zgodnie z życzeniem żony właściciela, która była unionistką. Tymczasem sam właściciel – republikanin, na znak protestu zamieścił koronę na podłodze, tak by klienci wchodzący do baru ją deptali.
Naprzeciwko pubu znajduje się hotel Europa, który otrzymał przydomek najczęściej bombardowanego hotelu w Europie. Od czasu otwarcia, a więc od 1971 r. bomby podkładano tutaj 36 razy. Hotel ten można zobaczyć w trzecim sezonie, w odcinku 11 serialu Sons of Anarchy. Tuż obok, znajduje się budynek Opery, który był obiektem ataku bombowego zaledwie dwa razy…
Wycieczkę po Belfaście kontynuuję następnego dnia od części południowej, w okolicy Whiterock Road. Na murach widać murale i plakaty, które stanowią manifest lokalnej społeczności. Co ciekawsze, nie wszystkie wyglądają na stare. Część z nich wygląda jakby była niedawno wykonana.
Duża część murali nawiązuje generalnie do prawa narodów do samostanowienia oraz poszanowania praw człowieka i mniejszości. Widać, że republikanie utożsamiają się z innymi uciśnionymi narodami szukającymi sprawiedliwości.
Podążając w kierunku północnym w wzdłuż Falls Road dochodzę do tzw. Interfejsu, czyli miejsc zapalnych gdzie sąsiadują republikanie i unioniści. W celu przeciwdziałania eskalacji konfliktu utworzono tu tzw. „Ściany Pokoju” (tzw. Peace Lines). Ściany te mogą być murowane lub stalowe i liczą 6-7 metrów wysokości.
Nie sposób przejść na drugą stronę do części zamieszkanej przez unionistów, muszę się wrócić żeby obejść mur. Jednak udaje mi się „oszukać system” znajduję otwartą bramę.
Mury Peace Line można zobaczyć w wielu miejscach. W ciągu dnia pozostają otwarte zapewniając swobodny ruch pieszych i samochodów. Natomiast w miejscach najbardziej zapalnych, podobno nadal zamyka się je na noc.
Tymczasem po drugiej stronie – republikańskiej, murale wydają się być znacznie bardziej radykalne. Najwięcej można zobaczyć na Shankill Road. To tutaj w trakcie „Kłopotów” działał gang seryjnych morderców nazywany „Rzeźnikami z Shankill”, którzy w bestialski sposób zabijali wybierane losowo ofiary z części republikańskiej. Dużo murali gloryfikuje działalność UVF – Ulster Volunteer Force – organizacji terrorystyczno-paramilitarnej północnoirlandzkich unionistów, która nadal pozostaje aktywna w Irlandii Północnej. UFV organizowała zamachy terrorystyczne skierowane przeciwko republikanom. Tymczasem po stronie republikańskiej zaledwie garstka murali wspomina o IRA.
Miejscem, które szczególnie dzieli republikanów i unionistów jest miasto o dwóch nazwach: Londonderry i Derry, znajdujące się tuż przy granicy z Irlandią. Derry to nazwa stosowana przez republikanów, natomiast Londonderry używają unioniści. (London)Derry jest jednym z największych miast w Irlandii Północnej. Największą jego atrakcją turystyczną są mury obronne wybudowane w XVII wieku. Podobno nie zostały nigdy zdobyte i stanowią jedną z najlepiej zachowanych fortyfikacji tego typu w Europie. Jednak, mało kto z przyjeżdżających tu turystów słyszał o tej atrakcji. Miasto jest kojarzone głównie z wydarzeniem znanym jako Krwawa Niedziela.
30 stycznia 1972 Północno Irlandzkie Stowarzyszenie Praw Obywatelskich (NICRA – The Northern Ireland Civil Rights Association) zorganizowało pokojowy protest przeciwko prawu pozwalającemu brytyjskim władzom na internowanie bez procesu. W trakcie protestu doszło do zamieszek w wyniku których, armia brytyjska otworzyła ogień do tłumu. W efekcie zginęło 14 osób. Krwawa Niedziela zwiększyła wrogość wobec unionistów, a tym samym zintensyfikowała działania Prowizorycznej IRA. Pamięć po tym wydarzeniu jest nadal żywa wśród mieszkańców. Na ogrodzeniach można zobaczyć czarnobiałe zdjęcia z przejmującymi opisami.
Historię Krwawej Niedzieli można poznać w Muzeum Wolnego Derry, które zostało otwarte relatywnie niedawno, bo 15 czerwca 2017 r.
Nieopodal muzeum można zobaczyć także liczne murale oraz plakaty, przypominające o dramatycznej historii tego (London)Derry. Szczególną uwagę zwraca mural przedstawiający młodego chłopca w masce gazowej, trzymającego w ręku koktajl Mołotowa. Został namalowany w 1994 roku kiedy zaczęły się rozmowy pokojowe.
Jednak najbardziej moją uwagę przykuły plakaty rozwieszone w mieście. Wskazują one, że konflikt nie został zakończony, a wspomnienie krwawych wydarzeń nadal jest zakorzenione głęboko w świadomości mieszkańców.
Generalnie podobnie jak w Belfaście, można też zauważyć, że społeczność republikańska wspiera ruch niepodległościowy Palestyny.
Podsumowując, pomimo upływu wielu lat od zakończenia konfliktu w Irlandii Północnej, pamięć o wydarzeniach z czasów Kłopotów wydaje się być wciąż żywa wśród mieszkańców. Zarówno centrum Belfastu jak i (London)Derry wydają się być tętniącymi życiem, przyjaznymi do życia miastami. Jednak przyglądając się uważniej można dostrzec oznaki napięć społecznych, które doprowadziły do Kłopotów. Wydaje się, że Kłopoty nadal istnieją, z tym że zamiatane są pod dywan…
Spodobał Ci się post? Więcej o Irlandii Północnej znajdziesz tutaj.