Kuwejt –kosmiczne wieże i operacja „Pustynna opona”
Kuwejt odwiedziłam dość przypadkowo i spontanicznie. Przypadkowo bo w ten sposób znalazłam tam tanie bilety, natomiast spontanicznie bo wyjazd ten, z logistycznego punktu widzenia był całkowicie pozbawiony sensu. Jednak, zacznę może od początku. Pewnego sierpniowego dnia zaczęłam przeglądać oferty lotów i zauważyłam, że znana budżetowa linia lotnicza otworzyła nowe połączenia z Rzymu i Wiednia do Kuwejtu. Bilety można było znaleźć po 40€ w dwie strony włączając w to loty weekendowe.
Nie musiałam się długo zastanawiać, spojrzałam szybko na mapę i oceniłam, że 2-3 dni wystarczą żeby objechać cały kraj. Nie uwzględniałam raczej dłuższego wyjazdu, gdyż odwiedzenie sąsiadów Kuwejtu nie wchodziło w grę. Z oczywistych względów nie brałam pod uwagę Iraku natomiast do Arabii Saudyjskiej niezbędna jest wiza, która jest dość droga. Obawiałam się także wysokich cen na miejscu, ponieważ Kuwejt należy do czołówki najbogatszych państw świata, a kuwejcki dinar jest najdroższą walutą świata (1 KWD to ponad 3$).
Ostatecznie zdecydowałam się na lot z Rzymu i powrót do Wiednia, do biletu dopłaciłam dodatkowe 300 zł na przeloty pomiędzy tymi miastami, a Warszawą. Pomysł był totalnie zwariowany, całodzienny lot z Warszawy przez Rzym do Kuwejtu, 2-dniowy pobyt w Kuwejcie, a następnie powrót do Wiednia, z noclegiem na lotnisku i porannym lotem do Warszawy.
Jednak potrzebowałam jakiejś odmiany, czegoś nowego, a przede wszystkim chciałam poczuć, że jestem w drodze.
Co zastałam na miejscu? To co najbardziej lubię czyli kompletne zaskoczenie ?
Gorąco i jeszcze goręcej…
Oczywiście kolejną odsłoną mojej głupoty była decyzja o wyjeździe w środku lata. Zdawałam sobie sprawę, że będzie gorąco, a nawet bardzo gorąco… tzn. 47℃. Zdawałam sobie też sprawę, że będę musiała chodzić w długich spodniach i bluzkach zakrywających ramiona. Uznałam jednak, że nie będzie to stanowić dla mnie żadnej przeszkody, ponieważ byłam przeświadczona, że wysoka temperatura w suchym klimacie nie będzie uciążliwa, tym bardziej dla ciepłolubnej osoby jak ja.
Jednak, rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania, ostatecznie poznałam granicę swojej tolerancji na gorąco. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, postanowiłam pójść za przykładem Kuwejtczyków i przemieszczać się wszędzie autem, a przebywanie na „świeżym” powietrzu ograniczać do minimum. Muszę przyznać, że taki sposób zwiedzania był ciekawym doświadczeniem. Kuwejt jest doskonale przystosowany do tego typu turystyki. Ma bardzo dobrze rozbudowaną infrastrukturę drogową oraz nie brakuje tu miejsc parkingowych.
W efekcie przejechałam w ciągu niecałych 2 dni 600 km i tak właściwie do tej pory zastanawiam się jak to było możliwe, podczas gdy Kuwejt z północy na południe liczy zaledwie 200 km.
Trening cierpliwości
Prawdziwą atrakcją jest przejażdżka The Sheikh Jaber Al-Ahmad Al-Sabah Causeway. Cała konstrukcja budowy drogi na grobli kosztowała zaledwie 3 miliardy dollarów. W końcu, kto bogatemu zabroni? Budowa drogi była jednym z największych projektów budowlanych na Bliskim Wschodzie. Składa się ona z dwóch mostów o łącznej długości liczącej prawie 50 km. Głównym celem tego przedsięwzięcia było skrócenie drogi pomiędzy miastem Kuwejt a Silk City. Trasa pomiędzy tymi miastami została zmniejszona ze 104 km do 36 km.
Przejazd zajmuje 30 min jednak osobiście muszę przyznać, że było to najdłuższe 30 minut w moim życiu. Po pierwsze dlatego, że na tej drodze nic, ale to kompletnie nic się nie dzieje. Najbardziej zaskakujące jest to, że nie ma tu praktycznie samochodów. Po drugie, przejazd nią stanowi całkiem niezły trening cierpliwości. Mogłoby się wydawać, że trzy puste pasy w każdą stronę to idealne miejsce, żeby sprawdzić co fabryka dała, tymczasem limit prędkości wynosi tu 100 km/h, a fotoradary ustawione są w taki sposób, że nawet nie da się rozpędzić. Ostatecznie uznałam, że bezpieczniej będzie nie zapoznawać się z kuwejckim taryfikatorem mandatów.
Zresztą podobna sytuacja występuje na większości dróg w Kuwejcie, trzy pasy autostrady po horyzont, zero oznak jakiegokolwiek życia i ograniczenie prędkości maksymalnie do 120 km/h. Ostatecznie po godzinie śpiewania i gadania do siebie, zdecydowałam, że zrobię coś pożytecznego. Otaczający mnie krajobraz był tak wdzięczny, że zdecydowałam się na robienie zdjęć 😀
Nie ma wody na pustyni…
Kuwejt nie posiada naturalnych źródeł wody pitnej. Pozyskuje ją z odsalania wody morskiej. Co prawda nie znam się na tym procesie natomiast podejrzewam, że wymaga on dużej ilości energii. Nie wnikając w potrzeby kuwejckich gospodarstw domowych na wodę, muszę przyznać, że największym zaskoczeniem była dla mnie duża ilość zieleni. Ciężko mi sobie wyobrazić, jaki jest koszt utrzymania zielonych trawników i parków w Kuwejcie przy temperaturze dochodzącej do niemal 50℃. Jeżdżąc po mieście można zobaczyć liczne skwery oraz parki. Najpopularniejszym parkiem jest Al Shaheed Park, który dodatkowo stanowi przestrzeń rozrywkową. Na jego terenie organizowane są różnorodne wystawy, koncerty oraz inne widowiska.
Kosmiczne wieże
Centrum miasta Kuwejt robi niesamowite wrażenie tym bardziej jeśli weźmie się pod uwagę, że do lat 60-tych ubiegłego wieku była to mała wioska rybacka. Nowocześnie zaplanowana przestrzeń miejska, liczne wieżowce, czyste ulice oraz starannie wypielęgnowane trawniki i parki pokazują, że Kuwejt nie narzeka na brak gotówki. Najwyższym wieżowcem w Kuwejcie jest Al Hamra Tower, sięgająca prawie 413 m. Na 5 kondygnacjach tego budynku znajduje się centrum handlowe, podczas gdy parking zajmuje zaledwie 11 pięter.
Punktem orientacyjnym Kuwejtu, jest sięgająca prawie 400 m Liberation Tower – Wieża Wyzwolenia. Jak sama nazwa wskazuje wieża jest symbolem wyzwolenia Kuwejtu spod irackiej okupacji. Można ją rozpoznać po charakterystycznym pierścieniu przypominającym talerz UFO.
Ciekawym widokiem w Kuwejcie są wieże ciśnień, które przypominają bardziej artystyczną instalację, która spokojnie mogłaby stanowić scenografię dla filmu science – fiction. Wokół miasta Kuwejt znajduje się 6 charakterystycznych skupisk wież ciśnień. Pięć skupisk wyglądem przypomina ogromne grzyby pomalowane w biało-niebieskie pasy. Wieże zostały wybudowane w celu dystrybucji wody pochodzącej z odsalania. Zgodnie z życzeniem ówczesnego szejka Kuwejtu Jaber Al-Ahmed miały być dziełem sztuki, a zarazem być symbolem nowoczesności i zaawansowania technologicznego Kuwejtu.
Wieże wyglądają nieziemsko, natomiast prawdziwą wisienką na torcie jest ostatnie skupisko trzech Wież Kuwejckich, które wyglądają jak ogromne kule pokryte niebieskimi cekinami.
Wspomnień czar
Jednak, nie jest tak, że Kuwejt całkowicie odcina się od tradycji. W centrum miasta znajduje się bazar Souq Al-Mubarakiya, który jest pamiątką po czasach kiedy Kuwejt stanowił centrum handlu. Jest jednym z najstarszych bazarów w Kuwejcie. Można tu zaopatrzyć się w liczne lokalne wyroby, dywany, perfumy, przyprawy oraz słodycze.
Drugim ciekawym miejscem jest Kuwejcki Bazar Rybny, położony w pobliżu Wielkiego Meczetu. Bazar ten nie przypomina bazarów znanych mi z krajów arabskich, przede wszystkim jest tu nieskazitelnie czysto, towar jest starannie ułożony, a co najbardziej zaskakujące panuje tu grobowa cisza… aż strach się targować ?
Operacja “Pustynna opona”
Może to się wydać trochę dziwne, natomiast czytając przed wyjazdem o Kuwejcie zainteresowało mnie pewne nietypowe miejsce, a dokładniej składowisko zużytych opon nieopodal miejscowości Sulaibiya. Rozwiewając wszelkie wątpliwości, nie mam zajawki na tego typu atrakcje, natomiast kuwejckie składowisko zainteresowało mnie skalą. Podobno ponad 50 mln składowanych opon miało je czynić największym na świecie. Chciałam zobaczyć na własne oczy pustynię pokrytą oponami po horyzont. Na terenie składowiska występowały liczne pożary, którym towarzyszyła emisja szkodliwych substancji do powietrza. Rząd Kuwejtu przez lata starał się zlikwidować jego szkodliwy wpływ na środowisko i najwidoczniej mu się to udało do czasu mojego przyjazdu.
Co prawda na miejscu nie zobaczyłam opon po horyzont natomiast drogę urozmaiciły mi pasące się na pustyni… dzikie wielbłądy 😀
Płonące szyby
Kuwejt zajmuje szóste miejsce na świecie ze względu na zasoby ropy. Co ciekawsze koszty wydobycia ropy są tu najtańsze na świecie, gdyż znajduje się ona niemal pod powierzchnią ziemi. Nic dziwnego, że kraj ten jest praktycznie całkowicie uzależniony od wydobycia tego surowca. Dlatego będąc w Kuwejcie warto odwiedzić KOC Oil Display Center, gdzie można zapoznać się z technologią wydobycia ropy naftowej. Część wystawy jest poświęcona katastrofie z 1991 r. kiedy wycofujący się z Kuwejtu żołnierze iraccy podpalali szyby naftowe. Stanowiło to ogromne zagrożenie dla środowiska oraz ludności. Szacowano, że spalaniu będzie ulegać 4 miliony baryłek dziennie. Co więcej, operacja gaszenia szybów, według początkowych szacunków, miała zająć od 5 aż do 7 lat, tymczasem dzięki ogromnemu wsparciu innych państw, sytuacja została opanowana w zaledwie 9 miesięcy.
Miejscem pamięci o wojnie z Irakiem jest także Muzeum Męczenników Al-Qurain Martyrs Museum. Muzeum wyglądem bardziej przypomina wojenny urbex. Zawalone fragmenty budynku oraz ściany podziurawione kulami, zostały pozostawione celowo przez kuwejcki rząd. Miejsce to ma przypominać o krwawej 10-godzinnej obławie sił irackich na kryjówkę kuwejckiej partyzantki. Naprzeciwko muzeum można zobaczyć jeden z irackich czołgów użytych w bitwie.