Lwów – miłość nie od pierwszego wejrzenia
Dworzec autobusowy, która właściwie jest godzina ciężko powiedzieć, bo jeszcze się nie obudziłam, z pewnością niehumanitarna.
Wysiadam z autokaru, na zewnątrz leje, dookoła szaro i ponuro, zaniedbany dworzec autokarowy, rozglądam się dookoła i wcale nie wygląda to lepiej, poobdrapywane budynki, rozlatujące się przystanki. Szybki rzut oka na tory tramwajowe powyginane na cztery strony świata, co prawda jeszcze jestem nieprzytomna po całonocnej podróży, ale mój instynkt podpowiada mi że lepiej wsiąść do autobusu.
Przez zaparowane szyby obserwuję monotonny krajobraz zaniedbanego miasta.
Czy to naprawdę jest ten piękny, zabytkowy Lwów, o którym tyle słyszałam?
Krótki spacer pustą ulicą, w końcu jest sobota godzina 8 rano. Obserwuję zniszczone kamienice z oknami ozdobionymi rozmaitymi koronkami, bazary z ikonami oraz wszelkiego rodzaju starociami, zniszczone zabytkowe elewacje budynków. Zaskakujące, to miasto naprawdę zaczyna mi się podobać, ma to „coś”, tą unikalną atmosferę.
Lwów to miasto niespodzianka, trzeba zajrzeć głębiej, aby lepiej je poznać, zobaczyć zupełnie inne jego oblicze.
Ciekawym miejscem jest Kasyno Szlacheckie, znajdujące się przy ulicy Czynu Listopadowego. Budynek powstał w latach 1897 – 1898. Od tamtej pory pełnił wiele funkcji tak samo jak i miało wiele nazw. Zwane było Narodowym, Ziemiańskim, Końskim, gdyż hazardowi oddawali się tu bogaci ziemianie, hodowcy koni. Obecnie jest zwane Domem Uczonych.
Budynek zachwyca z zewnątrz, ale to co się znajduje w środku dosłownie powala. Na parterze znajdują się drewniane kręcone schody na których można poczuć się jak w scenie z Titanica. Sam budynek był wykorzystywany do kręcenia filmów jak: D’Artagnan czy Trzej Muszkieterowie.
Na pierwszym piętrze znajdują się przepiękne komnaty – biała z marmurowym kominkiem, czarna – koncertowa, czerwona z pięknymi kryształowymi żyrandolami oraz zabytkowy taras. Oficjalnie kasyno jest zamknięte dla zwiedzających, natomiast w praktyce wystarczy poszukać ochroniarza który za 15 UHR udostępnia wnętrze zwiedzającym.
Kolejny punkt – Katedra ormiańska – Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, to jeden z najstarszych, zabytkowych kościołów we Lwowie. Ciemne klimatyczne wnętrze w połączeniu z kolorową, orientalną dekoracją robi niesamowite wrażenie.
Co więcej, tuż obok katedry, znajduje się mała, niepozorna, ormiańska knajpka, w której można wypić najlepszą na świecie kawę przyrządzaną na piasku (więcej szczegółów tutaj).
Oprócz kawy, Lwów pachnie także czekoladą, przygotowywaną na różne sposoby oraz strudlami z rozmaitym nadzieniem, których można spróbować w licznych klimatycznych restauracjach.
Z miejsc sakralnych, warto również zajrzeć do Cerkwi Wołoskiej. Z zewnątrz wydaje się zwykłą, niepozorną kapliczką, natomiast w środku zaskakuje klimatem i ciekawym wystrojem.
Tuż przy Rynku, znajduje się jedna z najstarszych aptek we Lwowie, działająca od XVIII wieku. Oprócz starodawnego wystroju można tu zobaczyć eksponaty, służące kiedyś do wyrobu lekarstw oraz liczne fiolki, wagi oraz stare dokumenty.
Natomiast panoramę Lwowa najlepiej oglądać z perspektywy krasnala siedzącego na kominie restauracji Dim Lehend lub zza okna znajdującego się tuż obok samochodu.
Lwów to miasto specyficzne, a zarazem bardzo zaniedbane. Na pierwszy rzut oka może wydawać się wręcz szare i ponure, ale wystarczy zajrzeć trochę dalej, wejść do budynku czy choćby na dziedziniec, aby zobaczyć niesamowite, zaskakujące jego oblicze.
Taki jest jego charakter, można je pokochać albo „znienawidzić”, natomiast dla mnie to miłość, co prawda może nie od pierwszego wejrzenia, jednak wiem, że jeszcze nie raz tu wrócę.