Lwów – najlepsza kawa na piasku!
Organizując wyjazd do Lwowa nawet nie przemknęło mi przez myśl, że wybieram się do krainy mlekiem i kawą płynącej. Ukraina kojarzyła mi się głównie z tanim alkoholem, papierosami oraz chałwą słonecznikową, zresztą jak i większości współpasażerów z którymi wracaliśmy do Polski. Byliśmy świadomi, że wszechobecny brzdęk butelek na dworcu autobusowym nie wróżył nic dobrego, jednak to, co czekało nas na granicy przeszło nasze najśmielsze obawy. W trakcie ponad 6 – godzinnej kontroli celnej (dodatkowo zakończonej koniecznością pchania autokaru o godzinie 4 nad ranem, ze względu na rozładowany akumulator) zastanawiałam się czemu w czeluściach przetrząsanych 54 bagaży nie znalazło się ani jedno opakowanie kawy?
Mało kto wie, że to właśnie Ukrainie, a właściwie panu Jerzemu Kulczyckiemu zawdzięczamy ten wspaniały napar, utrzymujący nasze funkcje życiowe. Wysławił się on nie tylko bohaterską postawą w trakcie oblężenia Wiednia przez Turków lecz także cudownym przemienieniem swojej nagrody – bezużytecznych brązowych ziaren, w kawę.
Jedna z pierwszych kawiarni w Europie powstała właśnie we Lwowie, a samo miasto przez lata stanowiło „kawową stolicę” Polski.
Bo kawa to kwintesencja Lwowa!
Cudowny aromat tego esencjonalnego, a zarazem delikatnego naparu wypełnia małe, klimatyczne kafejki rozlokowane w różnych zakamarkach starego miasta.
Ilość kawiarni we Lwowie, można przyrównać do mrówek na granicy, jednak na uwagę zasługuje jedno miejsce, które zrewolucjonizowało moją dotychczasową wiedzę o sposobach przyrządzania kawy.
Jest nim mała, niepozorna ormiańska kawiarnia o nazwie Virmenka. Sam lokal utrzymany jest w klimatycznym starodawnym stylu, natomiast obsługa wydaje się być rozdrażniona na widok klientów, jednak nie w tym rzecz…
Już na samym wejściu, „uderza” niesamowity zapach kawy, przygotowywanej tradycyjnym tureckim sposobem. Potrzebny jest do tego specjalny imbryczek zwany cezve, który wypełnia się do połowy wodą i bardzo dobrze zmieloną (niemal na pył) kawą. Mieszaninę wkładamy do specjalnego naczynia wypełnionego piaskiem, umieszczonym na rozżarzonych węglach. Zapewnia ono utrzymanie idealnej temperatury dla procesu parzenia.
Przygotowanie kawy w ten sposób wymaga zręczności, gdyż w trakcie podgrzewania, roztwór zaczyna się podnosić i pienić (obecność piany jest niezbędna dla niepowtarzalnego smaku kawy). Kawę należy zdjąć z piasku we właściwym czasie, ponieważ zbyt długie parzenie prowadzi do zaniku pianki i cierpkiego smaku kawy.
Po całym show otrzymujemy gęsty, aromatyczny napój o intensywnym, ale i łagodnym smaku. Do ideału z Wietnamu brakowało mi tylko tego delikatnego czekoladowego posmaku.
Co więcej kawa kosztuje tutaj od 15 do 25 UAH 2,5 – 4,5 zł!!! Nie wierzycie? Spójrzcie na menu:
Dla porównania warto również odwiedzić słynną Kopalnię Kawy, znajdująca się w podziemiach Pałacu Lubomirskich na Rynku Starego Miasta. Jest to największa kawiarnia we Lwowie, niestety ze względu na lokalizację, także najbardziej zatłoczona.
Oczywiście nazwa kopalnia nie wzięła się znikąd. Na samym wejściu każdy gość otrzymuje kask i latarkę niezbędne do zwiedzenia kopalni, gdzie wydobywane jest to czarne złoto…
Osobiście mogę co najwyżej pozazdrościć pomysłodawcy lokalu, inwencji twórczej, choć nie ukrywam, że w trakcie zwiedzania, część osób wydawała się wierzyć w podziemne pochodzenie kawy. Gdyby tylko to była prawda, to Śląsk byłby kawowym potentatem 😉
Jednak na tym nie koniec smaków i aromatów Lwowa. Po esencjonalnym naparze kawy, czas na czekoladę!
Lwów już od XIX słynął z doskonałych wyrobów czekoladowych, które były cenione w całej Europie.
Aby przekonać się osobiście czym jest lwowska czekolada warto zajrzeć do Manufaktury Czekolady (vul. Serbska 3).
Wycieczka zaczyna się już przed szybą lokalu, gdzie można obejrzeć proces jej produkcji.
Na pięciu piętrach Manufaktury, znajdziemy liczne arcydzieła cukiernicze: rozmaite pralinki, ogromne bloki czekolady oraz piłki, szpilki i czekoladowe misie.
Na ostatnim piętrze znajduje się kawiarnia serwująca pyszną gorącą czekoladę.
Odwiedziny Lwowa nie mogą się również obejść bez spróbowania tradycyjnego strudla. W tym celu warto wybrać na Rynek Starego Miasta do kawiarni zwanej Lvivski Plyatski (pl. Rynok 13).
Podawane są one na ciepło, w różnych kombinacjach: z wiśniami, makiem, jabłkami, kurczakiem i grzybami lub z łososiem i szpinakiem, z dodatkiem rozmaitych sosów (koszt 30 UAH, z łososiem i szpinakiem 40 UAH).
A ich smak… nie do opisania, zresztą musicie przekonać się sami 🙂
Ciekawy jest także wystrój tego miejsca.
Na bordowych ścianach pozawieszane są wszelkie akcesoria do wyrobu strudli, jak wałki czy młynki, ścianki zdobią półki z przetworami, a wnętrze oświetlają lampki zrobione z tarek.
Kto by pomyślał, że Lwów to raj dla miłośników kawy i wszelkiego rodzaju słodyczy? Zaledwie jeden dzień wystarczył, aby to niesamowite miasto, stało się jednym z TYCH najważniejszych i najciekawszych dla nas miejsc.
Atmosfery starych budynków, wąskich brukowanych ulic, klimatycznych kawiarenek i obłędnego aromatu świeżo parzonej kawy, czekolady czy strudli, nie odda żaden przewodnik czy blog 😉 trzeba samemu to doświadczyć!