Mea Shearim – w odległej rzeczywistości, Girl off the trail!
Jak dotąd udało mi się odwiedzić parę mniej turystycznych miejsc, przykładowo samozwańcze państwa: Górski Karabach czy Naddniestrzańską Republikę Mołdawską. Jednak jeśli ktoś kiedykolwiek zapytałby się o miejsce w którym czułam się nieswojo i niepewnie do głowy przychodzi mi tylko jedno – Mea Shearim. Mea Shearim to jedna z dzielnic Jerozolimy, będąca dosłownie bastionem ultra-ortodoksyjnych Żydów. Została założona pod koniec XIX wieku i od tamtej pory czas się tu zatrzymał.
Był piątkowy poranek, Mea Shearim była ostatnim naszym punktem wycieczki po Jerozolimie. Musieliśmy się śpieszyć, aby zdążyć przed Szabatem, który zaczynał się wieczorem. Nie chcieliśmy, żeby był to nasz ostatni punkt zwiedzania Izraela. Wówczas dzielnica odcina się od świata, zakazane jest używanie jakichkolwiek urządzeń elektrycznych i mechanicznych, dotyczy to także samochodów. Ci którzy zdecydują się na przejażdżkę autem mogą być pewni, że zostaną obrzuceni kamieniami. Co więcej, zakaz używania pojazdów obejmuje także karetki pogotowia czy straż pożarną.
Zbliżając się do granicy dzielnicy, ulice stawały się coraz bardziej opustoszałe. W końcu doszliśmy do bramy wejściowej. Można ją rozpoznać po tablicy informującej o obowiązującym w Mea Shearim dress code.
Robimy szybką kontrolę jakości: ciemne workowate spódnice, bluzki z długim rękawem zapięte pod samą szyję, pełne buty oraz chusty na głowę, może nawet jest szansa, że wtopimy się w tłum? Może uda się uniknąć okrzyków oraz obrzucenia kamieniami przed czym ostrzega wiele artykułów w internecie. Przechodzimy przez wąskie przejście, nie mamy złudzeń, w tłum się nie wtopimy bo go brak, natomiast to jest dobra wiadomość bo pojedynczy ultra-ortodoksyjni Żydzi dają nam dosadnie odczuć, że nie jesteśmy tutaj mile widziani.
W jaki sposób? Traktują nas jak powietrze, widząc nas z daleka przechodzą na drugą stronę jezdni, gdy nie ma takiej możliwości przyspieszają kroku, tak jakby nie chcieli ani chwili mieć z nami do czynienia. Nie da się ukryć, że jesteśmy tutaj intruzami, reprezentujemy ten zepsuty, obrzydliwy świat na zewnątrz dzielnicy.
Na głównej ulicy widać tylko mężczyzn. Wszyscy ubrani w charakterystyczne długie płaszcze i kapelusze, spod których wystają pejsy. Robią zakupy na czas szabatu głównie w małych sklepikach. Na zewnątrz znajduje się pełno kartonów z tradycyjną chałką, która jest spożywana w trakcie Szabatu.
Cała ta scena wygląda jakby była wzięta z książki „Lalka” B. Prusa, przynajmniej czytając tę lekturę, tak to sobie wyobrażałam. Od czasu do czasu można zobaczyć kobiety ubrane w bezkształtne ciemne stroje, w chustach spod których wystają peruki. Kobiety tuż po ślubie golą głowę, gdyż według tradycji to właśnie włosy stanowią o ich atrakcyjności.
Dzieci ubrane są bardzo skromnie. Uczone są od małego unikania kontaktu z przybyszami. Na widok aparatu od razu chowają twarz. Można by pomyśleć, że mają z tego zabawę, jednak ich miny są wówczas bardzo poważne.
Jak wygląda życie w Mea Shearim?
Kiedyś zastanawiałam się czy w obecnych czasach możliwe jest odcięcie się od globalizacji i konsumpcjonizmu. Dotychczas wydawało mi się to niemożliwe, jednak po wizycie w Mea Shearim całkowicie zmieniłam zdanie.
Rzeczywistość Mea Shearim jest jakby odwrócona. W tej społeczności mężczyźni nie pracują. Całe dnie spędzają na studiowaniu Tory oraz modlitwie. Domem oraz gromadką dzieci zajmują się kobiety, które oprócz tego muszą jeszcze zarobić na utrzymanie. Najczęściej jednak utrzymują się z zasiłków od państwa oraz datków.
Pozostaje to jednak w sprzeczności z ich przekonaniami. Mieszkańcy Mea Shearim nie uznają państwa Izrael. Według nich wygnanie z Ziemi Świętej było karą za grzechy, a państwo Izrael odrodzi się dopiero z przyjściem Mesjasza. W konsekwencji do czasu przyjścia Mesjasza, uznają zwierzchnictwo państw islamskich, na terenie których utworzono Izrael. Delegacja z Mea Shearim uczestniczyła m.in. w ceremonii pogrzebowej Jasera Arafata czy konferencji w Bejrucie zorganizowanej w 2005 r. przez Hezbollah. Natomiast największy skandal wywołał ich udział w konferencji negującej Holocaust, zorganizowanej przez Prezydenta Iranu Mahmuda Ahmadineżada.
Mieszkańcy są zwolnieni z podatków oraz służby wojskowej, która w Izraelu jest traktowana bardzo poważnie.
Są odcięci od świata. W Mea Shearim zabroniona jest telewizja, radio i gazety. Niektórzy mają telefony komórkowe, lecz podobno z ograniczonym dostępem do internetu. Głównym źródłem informacji są plakaty na murach domów.
Dzieci uczą się w tutejszych szkołach. Program nauki obejmuje głównie kwestie religijne, wiedza z przedmiotów takich jak matematyka, chemia czy geografia nie jest przekazywana. Tak właściwie to z tego miejsca nie ma ucieczki. Brak elementarnego wykształcenia uniemożliwia podjęcie pracy na zewnątrz.To wszystko powoduje, że w Mea Shearim panuje niesamowite ubóstwo. Brudne ulice, zrujnowane domy oraz zwisające kable elektryczne to tutaj codzienność. Jednak pomimo biedy nie ma tu patologii, wszyscy są nienagannie czysto ubrani, a na ulicach panuje spokój.
W trakcie naszej wizyty, nie spotkały nas żadne nieprzyjemności, choć nie ukrywam, że było blisko konfrontacji. Gdy przechodziliśmy obok szkoły, uczniowie zaczęli krzyczeć. Nie widziałam, żeby próbowali nas czymś obrzucić, natomiast nie chcieliśmy ryzykować i po prostu się wycofaliśmy. Dlatego zwiedzając Mea Shearim należy pamiętać o respektowaniu lokalnych obyczajów oraz dyskretnym używaniu aparatu lub komórki.
Zainteresował Cię temat Izraela, zobacz inne posty!
Ejlat, Izrael – ucieczka przed zimą czyli doskonały plan na weekend! cz. I
Ejlat – ucieczka przed zimą, czyli doskonały plan weekend cz. II
2 komentarze
Aagnus
Dzięki za piękne zdjęcia świetnej jakości, które sprawiają, że Mea Shearim staje mi przed oczami jak żywa! My nie byliśmy w stanie uwiecznić naszej przechadzki po tej dzielnicy, zostały tylko filmiki nagrywane na chybił trafił z ukrycia.
Jedne wrażenia podzielam z Tobą, Moniko, to poczucie, że nie jesteśmy mile widziani, że to bardzo egzotyczne miejsce. Ale mam też zupełnie inne wspomnienia… Spotkaliśmy starego Żyda, który mieszkał w Anglii, mogliśmy się z nim dogadać i potraktował nas przesympatycznie. No i czarnookie dzieci – skradły moje serce!
Gosia
Dziękuję 🙂 Ja niestety nie miałam możliwości z nikim tam porozmawiać, a szkoda bo może bym mogła się coś więcej dowiedzieć jak się tam żyje…