Gandawa – Piękna belgijska „Wenecja” w cieniu Brugii
Gandawa była dla nas w zasadzie punktem pośrednim w podróży pomiędzy Antwerpią a Brugią. Po raz kolejny rzeczywistość udowodniła nam, że warto zdać się na instynkt i zejść z wytyczonej przez przewodniki trasy.
Gandawa niestety pozostaje w cieniu w turystycznej Brugii, choć naszym skromnym zdaniem pod względem architektury i zabytków w niczym jej nie ustępuje. To co czyni Gandawę wyjątkową, jest jej niesamowita atmosfera typowego „belgijskiego” miasta, w którym czas jakby się zatrzymał.
Piękne brukowane uliczki, otoczone bogato zdobionymi kamienicami, malownicze kanały czy surowe, kryjące bogatą historię zamki. Wszystko co najpiękniejsze w Europie, można zobaczyć właśnie tutaj! Przepiękne kanały przypominają swoim wyglądem Amsterdam i Wenecję, natomiast architektura sakralna przywodzi na myśl Paryż.
Pierwszym punktem naszej wycieczki był pchli targ Vrijdagmarkt na którym wśród szerokiego wyboru antyków, ubrań, pocztówek czy książek miłośnicy staroci z pewnością znajdą coś dla siebie.
Tuż obok Vrijdagmarkt znajduje się 95-metrowa wieża ratuszowa (zwana Belfry lub Belfort) symbol autonomii oraz bogactwa miasta, wykorzystywana niegdyś do celów ostrzegawczych, należąca do grupy 56 obiektów tego typu wpisanych na listę światowego dziedzictwa UNESCO, znajdujących się na terenie Francji i Belgii. Ze szczytu Belfort roztacza się piękny na dwie pobliskie wieże należące do kościoła św. Mikołaja oraz Katedry św. Bawona ze średniowieczną Gandawą w tle.
Do wieży przylega budynek sukiennic – Lakenhal oraz mały budynek o fantazyjnej nazwie Mammelokker, gdyż w przetłumaczeniu z „gandawskiego dialektu” znaczy tyle co ssący piersi. Oczywiście nazwa ta nie jest wyłącznie wyrazem podziwu dla kobiecych wdzięków ;). Wiąże się z rzymską legendą o Szymonie skazanym na karę śmierci poprzez wygłodzenie. Przed śmiercią głodową uratowała go córka, resztę możecie dopowiedzieć sobie sami… Po dziś dzień nad drzwiami wejściowymi do obiektu znajduje się nawiązująca do tej legendy płaskorzeźba.
Tuż za katedrą św. Bawona znajduje się zamek o złowieszczo brzmiącej nazwie Gerarda Diabła (Geraard Duivelsteen). Zamek pełnił wiele różnych funkcji spośród których część rzeczywiście można uznać za iście diabelski wymysł… Mury zamku mieściły się m.in. szkołę, więzienie czy zakład dla obłąkanych. Dla kontrastu oraz złagodzenia diabelskiego charakteru obiekt był przeznaczony również na sierociniec, seminarium oraz siedzibę straży pożarnej.
W sercu miasta nad rzeką Lys znajdują się przepiękne uliczki Graslei i Korenlei, które wraz mostem św. Michała, stanowią najbardziej malowniczą i zarazem turystyczną część Gandawy.
Naszą uwagę przykuł również, nie bez przyczyny budzący grozę Zamek Gravensteen. W swoich murach obok siedziby hrabiów Flandrii, mennicy, przędzalni bawełny gościł tzw. trybunał sprawiedliwości, który w rzeczywistości był niczym innym jak miejscem najokrutniejszych tortur.
Warto również zajrzeć do przepięknej zachowanej w średniowiecznym stylu dzielnicy Petershol. Osobiście dla mnie stanowi ona tzw. paradoks wenecki, gdyż pomimo tego że znajduje się w bardzo bliskiej odległości od ścisłego centrum turystycznego jej ulice pozostają puste.
Ciekawostką może być również znajdująca się w centrum Gandawy uliczka Werregarenstraat będąca rajem dla graficiarzy.