San Gennaro, Mała Italia i chińskie klimaty – SoHo w Nowym Jorku
Był piękny wrześniowy poranek, jedząc śniadanie, zaczęłam przeglądać mapkę Manhattanu, żeby zorganizować plan zwiedzania. Właściwie nie miałam konkretnych planów na ten dzień, chciałam po prostu poszwendać się po mieście, poobserwować ludzi i zrobić parę zdjęć, no dobra przyznam się, może nie parę, a z setkę zdjęć 😉
W trakcie przeglądania mapki googla, nagle moją uwagę przykuła fioletowa plama z podpisem San Gennaro, w południowej części Manhattanu, a dokładniej w okolicy SoHo.
No dobra ale, czym właściwie jest SoHo?
SoHo jest to akronim używany przez Nowojorczyków dla określenia części Manhattanu znajdującej się na południe od ulicy Houston (South of Houston Street). Oczywiście nie jest to jedyny skrót jakim posługują się mieszkańcy NYC dla określenia niektórych miejscówek w mieście, możemy wyróżnić także:
NoHo – North of Houston Street
NoLiTa – North of Little Italy
TriBeCa – Triangle Below Canal Street
LES – Lower East Side
UWS – Upper West Side
FiDi – Financial District
UES – Upper West Side
Jest jeszcze – DUMBO, które kojarzy się z angielskim słowem dumb, które w przetłumaczeniu na polski znaczy „dureń, palant”. Tymczasem jest to skrót używany na określenie jednej, wcale nie głupiej miejscówki, ale o niej napiszę w innym poście. Pamiętajcie o tych skrótach, pytając o nowojorczyków o drogę, a także o tym, że metro nazywa się tu subway, natomiast kierunek północny i południowy określane są jakie uptown i downtown. Wracając do tematu SoHo i okolicy, postanowiłam sprawdzić co się kryje pod tajemniczą informacją na mapce. Wysiadłam z metra na stacji Canal Street i momentalnie poczułam się jak bym była na bazarze gdzieś w dalekiej Azji, a dokładniej w Chinach.
Momentalnie przypomniały mi się podróże do południowo – wschodniej Azji. Niesamowita ilość kolorów, zapachów, egzotycznych warzyw i owoców oraz ten wszechobecny gwar typowy dla bazarów w tych rejonach. Oczywiście wszystko to można tu zobaczyć w wersji amerykańskiej, bardziej ucywilizowanej jeśli chodzi o warunki sanitarne, natomiast nie zmienia to faktu, że na wspomnienie łezka zakręciła mi się w oku.
Nie zdążyłam otrząsnąć się do końca po „azjatyckim wspomnieniu”, kiedy kilkaset metrów dalej odkryłam zagadkę fioletowej plamy na mapie i tajemniczego San Gennaro 🙂
Znalazłam się tak właściwie na ulicy Mulberry, w Małej Italii – części Dolnego Manhattanu, która jak nazwa wskazuje zamieszkiwana jest głównie przez ludność pochodzenia włoskiego. W trakcie mojego pobytu w NYC, okazało się, że organizowane było coroczne święto ku czci Św. Januarego – patrona Neapolu (po włosku Festa di San Gennaro). Tradycja ta została zapoczątkowana w 1926 r. przez włoskich imigrantów pochodzących głównie z okolic Neapolu.
Powiem krótko, festa przerosła moje najśmielsze oczekiwania, jeśli mam być szczera to ostatnią tak huczną imprezę miałam okazję zobaczyć w Moskwie, w trakcie obchodów Święta Pracy 😀
Ilość różnorodnych potraw na straganach dosłownie mnie powaliła. Święto San Gennaro jest świetną okazją do spróbowania przepysznych, tradycyjnych włoskich przysmaków. Kultową pozycją oprócz pizzy i makaronów, jest sycylijski deser – cannoli, czyli chrupiące rurki z nadzieniem z sera ricotta.
Nie brakuje także stoisk z włoskimi tradycyjnymi wyrobami mięsnymi. Jak widać na załączonym obrazku, jest to całkiem opłacalny biznes…
Generalnie święto San Gennaro jest idealną okazją do spotkania ze znajomymi, ulice są wówczas zatłoczone do granic możliwości, a przy stolikach brakuje wolnych miejsc.
Oczywiście nie można zapomnieć, że Święto San Gennaro, ma charakter religijny. Przypomina o tym figurka św. Januarego, przystrojona datkami wiernych.
To wszystko oraz typowy temperament mieszkańców Małej Italii, powoduje, że można tu się poczuć naprawdę jak we Włoszech.