Azerbejdżan, Baku – Mad Max w cieniu szklanych domów
Azerbejdżan był dla mnie od zawsze najbardziej tajemniczym państwem Kaukazu Południowego. O ile Armenia i Gruzja wydawały mi się kulturowo bliskie, to w przypadku Azerbejdżanu już sama nazwa stolicy – Baku, kojarzyła mi się z dalekim orientem. Faktycznie Morze Kaspijskie – a właściwie największe na świecie jezioro bezodpływowe przed wiekami było ważnym szlakiem komunikacyjnym łączącym Wschód z Zachodem.
Właściwie nie wiedziałam czego spodziewać się po Azerbejdżanie. Kraj ten wydawał mi się odizolowany od reszty świata oraz drogi, tymczasem Baku okazało się bardzo kosmopolitycznym i tanim miastem. Najwidoczniej moje wyobrażenia spowodowane były wysokim kosztem uzyskania wizy – około 250 zł.
Pierwotny plan wycieczki zakładał wypożyczenie samochodu na cały wyjazd po Kaukazie, jednak przez problemy z wypożyczalnią samochodów w Tbilisi (które opisze w innym poście), zmuszeni byliśmy skorzystać z nocnego pociągu do Baku, co później okazało się bardzo ciekawym doświadczeniem. Wieczorem wsiedliśmy do pociągu, który właściwie lepiej by się sprawdził jako sauna po całodziennym postoju na bocznicy w upalnym Tbilisi. Wewnątrz było zaskakująco czysto, a plomby oraz taśmy kontroli celnej blokujące dostęp do wszystkich zakamarków pociągu kontrastowały z białymi ścianami przedziałów.
Pociąg ruszył ze stacji, etażowa (pani przydzielona do pilnowania naszego wagonu) rozdała świeżą pościel, a ja nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam. Byliśmy wykończeni po nocnej podróży z Warszawy do Tbilisi, awanturze z wypożyczalnią samochodów oraz długotrwałym kilkugodzinnym oczekiwaniu w kolejce, aby kupić upragnione bilety (dodam, że ostatnie 2) do Baku i uratować choć resztkę planu na zwiedzanie Azerbejdżanu.
Po godzinie dojechaliśmy do granicy, początkowo wszystko przebiegało normalnie, do pociągu wszedł pan ze służby granicznej i wziął od podróżnych paszporty. Spodziewałam się, że sprawdzanie dokumentów zebranych z całego pociągu dokumentów zajmie trochę czasu dlatego beztrosko poszłam dalej spać.
Po godzinie, ktoś nerwowo mną potrząsa, otwieram oczy i widzę rozemocjonowaną etażową, która krzyczy żebym wstała bo idzie kontrola. Rzeczywiście po chwili zza brzegu łóżka wyłania się coś na kształt selfiesticka z kamerką. Podczas gdy operator kamerki sprawdza każdą szczelinę przedziału, drugi pogranicznik zadaje zasadnicze pytanie: Czy przewozimy coś z Armenii?. Łukasz półprzytomnym głosem odpowiada, że Tak mamy jedzenie.
To był ten moment kiedy poczułam, że moja twarz zrobiła się blada wprost proporcjonalnie do purpury na twarzy oburzonego celnika. Wiedziałam, że pieczątki z Armenii wbite w paszport, a nawet jakiekolwiek przedmioty związane z Armenią, mogą uniemożliwić przekroczenie granicy azerbejdżańskiej. Dlatego podróż zorganizowałam tak, aby Armenię oraz Górski Karabach odwiedzić jako ostatnie, natomiast wszystkie dowody planowanej zbrodni w postaci przewodnika i notatek, skrupulatnie schowałam na dno plecaka.
Słyszę ponownie pogranicznika, który brzmi jakby sam nie dowierzał, że można ośmielić się wieść ormiańskie jedzenie do Baku! Tłumaczenie zaspanego Łukasza, że wieziemy gruzińskie jedzenie, na nic się zdaje, mamy otworzyć plecaki i pokazać zawartość. Na szczęście skrytki w pleckach spełniły swoje zadanie.
Idziemy dalej spać.
Po godzinie przed oczami znowu widzę zestresowaną etażową, tym razem nie szturcha mnie w ramię, tylko ciągnie mnie siłą do innego przedziału. Jestem kompletnie zdezorientowana. Wchodzę i widzę wnikliwie lustrujących mnie trzech celników. Następuje seria pytań: czy byłam w Armenii, Górskim Karabachu, po co jadę do Azerbejdżanu, gdzie się zatrzymam. Odpowiadam na wszystkie pytania oślepiona flashem aparatu.
Jeden z panów wbija pieczątkę w paszport, udało się!!!
Można dalej iść spać.
Budzę się rano, oślepiona słońcem, ostrożnie otwieram jedno oko i widzę monotonny stepowy krajobraz Półwyspu Apszerońskiego, a gdzieś daleko na horyzoncie rozmyte przez gorące powietrze kontury miasta. To co widzę, przed oczami w żaden sposób nie przypomina pięknych zdjęć nowoczesnego Baku. Krajobraz, mógłby posłużyć jako scenografia do filmu Mad Max.
Opuszczone szyby naftowe, tereny postindustrialne, góry śmieci oraz pokryte brunatną pianą zbiorniki wodne. Nie da się ukryć, że ogromne wydobycie ropy na Półwyspie Apszerońskim spowodowało katastrofę ekologiczną.
Krajobraz co jakiś czas urozmaicają tlące się wieże wiertnicze, a na Morzu Kaspijskim – platformy. Jednolity obraz azerskiego stepu, co jakiś czas przerywają wysokie budynki, wyrastające po środku niczego. Do tej pory są one dla mnie zagadką. Często są to luksusowe apartamentowce. Ich mieszkańcy na pewno nie narzekają na korki w drodze do pracy, czy sąsiadów zaglądających w okna, gdyż w pobliżu tych blokowisk nie istnieje dosłownie nic.
Pociąg mija jakieś miasteczko, tym razem widzę zniszczone domy, jakieś dzieciaki chowające się za ogrodzeniem oraz pana grzebiącego w stercie śmieci.
Zastanawiam się gdzie są te petrodolary i co się dzieje w tym kraju?!
Azerbejdżan cierpi na tak zwaną chorobę holenderską – jego gospodarka jest nadmiernie uzależniona od przetwórstwa ropy naftowej, kosztem pozostałych gałęzi. Być może w tym tkwi problem? A może w złej gospodarce finansami i dużej korupcji.
Wjeżdżamy do Baku, które zaskakuje mnie przepychem i bogactwem. Stolica Azerbejdżanu wygląda niemal jak zielona oaza na wyjałowionym, suchym Półwyspie Apszerońskim.
Widać dynamiczny rozwój tego miasta, przedmieścia mają już przygotowaną infrastrukturę pod nowe wieżowce, a centrum, aż razi w oczy szkłem i złotem.
Jednak nie postrzegam Baku jako nowoczesne miasto bez charakteru, wręcz przeciwnie! Baku urzekło mnie swoją unikalną atmosferą. Widać tu niesamowitą mieszankę kultur. Przez wieki tereny Azerbejdżanu znajdowały się pod wpływem Turcji i Persji, później wszedł on w skład imperium rosyjskiego.
Architektura miasta jest całkowicie zróżnicowana, a jednocześnie wszystko w zadziwiający sposób ze sobą współgra. Miasto łączy Wschód z Zachodem.
Pomimo, że Islam jest tu religią dominującą, Azerbejdżan jest republiką, a stosunek do religii nie jest tu tak ortodoksyjny, jak w innych krajach muzułmańskich. Nie obowiązuje tu specjalny dress code, a Azerbejdżan słynie z produkcji win oraz koniaku, napojów zakazanych w religii muzułmańskiej.
Zadziwiające jest także połączenie nowoczesności z tradycyjnym stylem życia. Zaledwie kilka ulic dalej o lśniącego szkłem i złotem centrum, można zobaczyć taki oto obrazek:
Symbolem nowoczesnego Baku są Flame Towers – Ogniste Wieże – kompleks trzech wieżowców przypominających płomienie. Ściany budynków tworzą ekrany LED, na których w nocy wyświetlane są widowiskowe wizualizacje.
W wieżowcach zlokalizowane są mieszkania, hotel oraz biurowiec. Do wież można dojechać kolejką. Wieżowce najlepiej prezentują się w nocy z bulwaru.
Przechadzając się bakijskim bulwarem można spotkać starszych panów grających w szachy. Szachy są narodowym sportem Azerów, a słynny Garri Kasparow urodził się w Baku.
Przy wschodniej stronie bulwaru znajduje się perełka architektoniczna – tzw. Dom Soviet, ogromny, monumentalny budynek w socjalistycznym stylu. Jest to budynek rządowy, będący siedzibą wielu ministerstw Azerbejdżanu.
Na drugim, zachodnim końcu bulwaru znajduje się Muzeum Dywanów, którego budynek kształtem przypomina zwinięty dywan.
Sercem miasta jest Iceri Seher – Miasto Wewnętrzne. Jest to także najstarsza część stolicy Azerbejdżanu. Pastelowe kamienice Starówki, znajdują się tak blisko siebie, że jedynym wyjaśnieniem wydaje mi się ograniczenie ilości nasłonecznienia. Temperatura w Baku potrafi sięgać ponad 40 stopni.
Jak pisał Ryszard Kapuściński w Kirgiz schodzi z konia: Jeżeli stanąć tu na środku ulicy i rozłożyć ramiona, to można jedną ręką pogłaskać dziecko śpiące w kołysce w mieszkaniu na lewo. Chodzi się tu gęsiego, bo jak idzie para, to już stwarza tłok.
Na Starówce, spodziewałam się zobaczyć setki stoisk oraz sklepów z chińskimi pamiątkami oraz zatłoczonych restauracji. Tymczasem okazało się, że Iceri Seher jest spokojnym miejscem, w którym brak jest typowego dla tego typu miejsc, kiczu.
Lokalni sprzedawcy sprzedają tu tradycyjne dywany oraz stare przedmioty codziennego użytku. Często na ekspozycji widać przedmioty związane z Leninem i Stalinem – w niektórych częściach Kaukazu, można powiedzieć, że są oni przedmiotem kultu.
Ciekawostką jest, że dookoła murów Iceri Seher, na odcinku 6 km organizowane są wyścigi Formuły 1.
Symbolem starego Baku jest Wieża Dziewicza. Przez długi czas 29-metrowa wieża była największą budowlą w stolicy, a obecnie z tarasu na jej szczycie można podziwiać przepiękny widok na Baku.
Tuż obok wieży znajdują się także wykopaliska archeologiczne.
Ciekawym, zabytkowym obiektem jest Pałac Szachów Szyrwanu – kompleks składający się z pałacu, krypt oraz meczetu szacha z minaretem.
Głównym miejscem spotkań i życia nocnego jest Fountain Square – znajduje się tu dużo knajpek, barów, butików oraz restauracji.
Ciąg dalszy już wkrótce…