Ein Avdat – Izrael w cieniu wybuchów i sztucznego słońca
Po przejechaniu prawie 2 tysięcy kilometrów po Izraelu, nasz wyjazd dobiegał końca. Udawaliśmy z Maktesz Ramon w kierunku północnym na lotnisko w Ben Gurion w okolicy Tel Aviv, skąd wieczorem mieliśmy odlatywać do Polski. Plan zakładał, krótką wycieczkę po Parku Narodowym Ein Avdat, który znajdował się po drodze. Popijając poranną kawkę i planując trasę nie spodziewałam się, że ten dzień zapamiętam na długo.
Mogłoby się wydawać, że Maktesz Ramon o którym pisałam wcześniej jest jedyną atrakcją Pustyni Negew. Tymczasem w dalszej drodze na północ drogą nr 40 warto zobaczyć Park Narodowy Ein Avdat. Nazwa Ein w języku herbrajskim oraz arabskim oznacza źródło natomiast Avdat pochodzi od nazwy pobliskiego miasta.
Nie da się zatem ukryć, że Ein Avdat obfituje w wodę. Znajduje się w dolinie rzeki Zin i jest jednym z najbardziej zaskakujących miejsc w Izraelu. Można tu zobaczyć ciekawe formacje skalne, bujną jak na izraelskie warunki roślinność oraz wodospad.
Z pewnością to miejsce nie robiłoby takiego wrażenia, gdyby nie jeden mały szczegół. Ein Avdat tak właściwie zlokalizowany jest w centrum Pustyni Negew w Izraelu. Ze względu na występującą tu wodę oraz bujną roślinność, park jest miejscem zamieszkania wielu zwierząt, w tym popularnych koziorożców.
Ścieżka wiedzie wzdłuż wysokich klifów. Można dostrzec na nich charakterystyczne wyżłobienia będące efektem erozyjnej działalności wody. Co ciekawsze Ein Avdat, nie zdaje się być wyłącznie dziełem natury.
Idąc wzdłuż kanionu można zobaczyć liczne schody oraz jaskinie wyżłobione w skałach. Jest to pozostałość po czasach bizantyjskich kiedy miejsce to było zamieszkiwane mnichów.
Park można zwiedzić na dwa sposoby: dłuższą oraz krótszą trasą. Krótsza trasa zaczyna się na dolnym parkingu, prowadzi do największego wodospadu i z powrotem. Liczy około 3 km, a na jej przejście najlepiej przeznaczyć około 1,5h.
Drugi szlak zaczyna się w tym samym miejscu, lecz prowadzi dalej na szczyt kanionu. Za ostatnim wodospadem wiedzie stromo w górę. Z uwagi na ostre, wąskie podejście ścieżka ta jest jednokierunkowa, a pokonanie całej trasy zajmuje około 3 godziny. Bilet wstępu kosztuje 28 szekli (14 szekli – dzieci, 24 szekle – studenci), bądź jest bezpłatny po wykupieniu Israel Pass.
Po przejściu całego szlaku i krótkim postoju postanowiliśmy się udać w drogę powrotną na parking. Nie spodziewałam się wówczas, że tą trasę będę wspominać po dziś dzień z ciarkami na plecach. Jadąc do Izraela zdawałam sobie sprawę z istniejących w tym kraju zagrożeń, wykupiłam ubezpieczenie, które obejmowało również działania wojenne.
Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, w trakcie naszego pobytu w listopadzie 2019 r. ze Strefy Gazy, Palestyński Dżihad wznowił atak rakietowy na Izrael. Co prawda, większość z nich została przechwycona przez system Żelaznej Kopuły (Iron Drome), jednak kilka spadło na teren Izraela. W tym jedna na teren autostrady niedaleko, której mieliśmy tego dnia przejeżdżać. W efekcie Izrael w ramach odwetu przeprowadził atak lotniczy. Mieliśmy to „niebywałe szczęście”, że zbiegł się on z naszą wizytą w Ein Avdat, który znajdował się zaledwie około 80 km od Strefy Gazy.
Droga powrotna na parking miała być naszym pożegnaniem z Izraelem, chcieliśmy nacieszyć się tym ostatnim momentem w tym kraju, w otoczeniu tak cudownych krajobrazów.
Tymczasem nagle usłyszeliśmy serię wybuchów, które dodatkowo zostały zintensyfikowane głuchymi odbiciami o wysokie ściany kanionu. Nie znając dokładnej lokalizacji działań militarnych, do głowy przychodzą najgorsze myśli, a napięcie dodatkowo wzrasta wobec świadomości „uwięzienia” pomiędzy wielkimi blokami skalnymi.
Po ustaniu wybuchów, nastąpiła przejmująca cisza, odetchnęliśmy z ulgą. Nasz spokój nie trwał niestety długo, gdyż po chwili usłyszeliśmy jeszcze większy huk, przelatujących tuż nad naszymi głowami izraelskich myśliwców, a zaraz po tym następne wybuchy. Przyśpieszyliśmy tempo, żeby jak najszybciej znaleźć się na parkingu. Uwierzcie mi, że nie spodziewałam się, że droga powrotna może zająć tak mało czasu.
Niedługo po powrocie do auta, sytuacja się uspokoiła natomiast mieliśmy świadomość, że przed nami dalszy ciąg trasy na lotnisko, który miał przebiegać jeszcze bliżej Strefy Gazy. Z duszą na ramieniu, udało nam się szczęśliwie dotrzeć do celu, jednak po dziś dzień wspomnienie tej sytuacji przyprawia mnie o dreszcze.
Nasza droga na lotnisko szczęśliwie obeszła się bez dalszych tego typu atrakcji, co więcej nie spodziewaliśmy się, że czeka nas jeszcze jedna niespodzianka. Niedaleko od Ein Avdat, zobaczyliśmy ogromną wieżę, która wręcz oślepiała blaskiem odbijających się od niej promieni słonecznych. Była to wieża solarna Ashalim Solar Tower w Ashalim.
Wieża liczy 250 metrów i jest jedną z najwyższych konstrukcji tego typu na świecie. U jej podstawy, na powierzchni 300 hektarów, znajdują się lustra, kierujące światło słoneczne na szczyt wieży. Kocioł na szczycie generuje temperaturę sięgającą 600 stopni Celcjusza.
W ten sposób produkowana jest para, która następnie jest kierowana w kierunku podstawy wieży, gdzie wytwarzana jest energia elektryczna wystarczająca aby zasilić zasilania 120 000 domów. Przyznam szczerze, że pierwszy raz w życiu spotkałam się z taką konstrukcją, całość robi niesamowite wrażenie, wygląda dosłownie jak gigantyczna żarówka. Ashalim jest jedną z tych atrakcji, których na próżno szukać w przewodniku. Warto tu zajrzeć będąc w okolicy Ein Avdat ?