Hanoi – Money talks… czyli żądza pieniądza w wersji socjalistycznej
Pomimo prawie miesięcznego pobytu Wietnam nadal stanowi dla nas jedną wielką zagadkę. Jest to niesamowicie różnorodny, pełen kontrastów kraj, gdzie z punktu widzenia Europejczyka zwykła codzienność często graniczy z absurdem. Właśnie ta absurdalność była przyczyną jednej z naszych przygód w stolicy Wietnamu – Hanoi.
Zacznijmy może od pierwszego absurdu… Zaskakujące jest to że pomimo socjalistycznego ustroju, kraj ten w zasadzie jest przesiąknięty do szpiku kości krwiożerczym kapitalizmem. Jednym słowem pieniądz może i rządzi światem, ale z pewnością Wietnam upodobał sobie najbardziej.
Przygotowując podróż przestudiowałam uważnie wszystkie możliwe pułapki jakie mogą czekać nasz portfel w tym kraju, jednak jak się później okazało nie wszystko da się przewidzieć.
Wśród ostrzeżeń pojawiały się głównie informacje o krętackich praktykach taksówkarzy, pomyśleć można, że to żadna nowość nawet w europejskich warunkach, jednak w Wietnamie praktyki te nie ograniczają się wyłącznie do zwielokrotnienia taryfy. Może się zdarzyć, że nieświadomy panujących zwyczajów pasażer taksówki zostanie zawieziony do innego hotelu niż planował, bo według pana donga (wietnamska wersja pana złotówy) jego hotel przykładowo jest w remoncie bądź co gorsza nie istnieje! Przerażony i zdezorientowany turysta w prawie 7 mln mieście typu Hanoi zdaje się na łaskę „pomocnego” taksówkarza i w efekcie „ląduje” w lokalu który ciężko zaliczyć do jakiejkolwiek kategorii noclegowej.
Dezorientację biednego turysty potęguje dodatkowo fakt, że Wietnam słynie z różnego typu „naśladowców”. Filozofia tego wydaje się prosta i logiczna… jeśli jakaś usługa lub produkt jest na tyle dobra, że zyskała szeroką rozpoznawalność i uznanie, to ten niedościgniony wzór należy naśladować!!!
Przykładowo wszystko w Wietnamie jest rekomendowane przez Lonely Planet oczywiście sama nazwa pisana jest na wszelkie możliwe sposoby….
Podobna sytuacja, choć na mniejszą skalę ma miejsce również w Tajlandii, gdzie znana sieć kawiarni wygląda znajomo lecz jednak nieco inaczej….
Przygotowani na wszystkie te pułapki, wylądowaliśmy po ponad dobie podróży w stolicy Wietnamu – Hanoi. Zmęczeni długa podróżą, zdecydowaliśmy się na transport taksówką (który pomimo tego co napisałam wcześniej i tak jest bardzo tani) do wcześniej zarezerwowanego hotelu.
Oczywiście od razu pokazaliśmy panu dongowi adres pod który chcemy jechać i przystąpiliśmy do ustalania ceny. Trzeba zaznaczyć, że tego typu ustalenia w Wietnamie do łatwych nie należą. Wietnamczycy są doskonałymi handlarzami, a sztukę targowania mają opanowaną do perfekcji. Największym „paradoksem” jest jednak fakt, że gdy biedny turysta chce ustalić cenę kursu, okazuje się że taksówkarz nie włada ŻADNYM językiem! Zaskakujące jest jednak to że gdy zrezygnowany klient odchodzi w poszukiwaniu bardziej uzdolnionego lingwistycznie taksówkarza, nagle naszemu panu dongowi rozwiązuje się język. Tak też stało się w naszym przypadku, nasz delikwent zaczął mówić wszystkimi językami świata!
Szczęśliwi z ustalenia, dobrej jak na turystów taryfy udaliśmy się do wcześniej zarezerwowanego hotelu. Pan taksówkarz grzecznie przywiózł nas pod wskazany adres Hotelu du Centre Ville.
Na miejscu przywitał nas recepcjonista, którego amerykański uśmiech nie wskazywał braku znajomości imperialnego języka.
Przygotowani i na te okoliczność, odwzajemniając amerykański uśmiech, wręczyliśmy mu rezerwację w języku wietnamskim.
Otrzymaliśmy klucze i udaliśmy się do pokoju. Okazało się jednak, że nastąpiła pomyłka i otrzymaliśmy pokój o niższym standardzie. Zdziwiło nas to gdyż zastany pokój był zgodny z rezerwacją, ale skoro recepcjonista nalegał żebyśmy przenieśli się do pokoju VIP (za tą samą cenę), postanowiliśmy nie robić mu przykrości.
Po ponownym zakwaterowaniu, naszą konsternację wzbudziła inna nazwa hotelu w danych do sieci WiFi, jednak nasze wątpliwości zostały szybko rozwiane przez pomocnego recepcjonistę.
Następnego dnia, ku mojemu zaskoczeniu otrzymałam maila z informacją o rzekomym naszym niepojawieniu się w hotelu du Centre Ville.
Natychmiast udaliśmy się do recepcji, gdzie przywitała nas pani władająca na tyle dobrze językiem angielskim, żeby oznajmić nam że jesteśmy w innym hotelu!
Nie będę dodawać, że wcześniej wybrany przez nas hotel sąsiadował z tym w którym zostaliśmy zakwaterowani, a wnętrza obydwu, zaczynając od umeblowania a kończąc na charakterystycznej pościeli były takie same. Różnica była jedynie taka, że Hotel du Centre Ville szczycił się osamotnioną jedną gwiazdką, natomiast nasz nowy hotel miał ich aż dwie!
Po krótkiej wymianie zdań oraz telefonie do managera, recepcjonistka oznajmiła, że możemy zostać w hotelu, za tą samą opłatą, a wszystkie formalności z poprzednim hotelem zostaną przez obsługę załatwione.
Jak widać w trakcie podróży nie da się wszystkiego przewidzieć i dopilnować, a właśnie ta śmieszna sytuacja jak i wiele innych które nam się później przytrafiły w Wietnamie, stanowi o unikalności tego kraju w najlepszym tego słowa znaczeniu.
[Not a valid template]