Klimat lwowskich restauracji
Klimat lwowskich restauracji jest niepowtarzalny. Część z nich ukryta w zakamarkach wąskich, często dość zaniedbanych uliczek, zadziwia ilością różnorodnych detali, które w zaskakujący sposób komponują się z otoczeniem.
Są także lokale „tematyczne”, jak np. Gazowa Lampa, gdzie przy stoliku z lampą naftową przesiaduje, jej wynalazca – Ignacy Łukasiewicz. Parę kroków dalej wita nas Leopold von Sacher Masoch i zaprasza do swojego lokalu, w którym w gratisie można dostać pejczem po tyłku 😉
Jednak lwowskie lokale wyróżniają się nie tylko kreatywnością, ale również doskonałą kuchnią galicyjską.
Aby poczuć atmosferę starego Lwowa oraz spróbować doskonałej kuchni, warto się wybrać do restauracji Kumpel (adres: ul. Vynnychenka 6). Jest to miejsce na tyle popularne, że o wolnym stoliku po południu można tu zapomnieć.
W środku lokalu znajdują się ogromne, miedziane kadzie w których warzone jest ciemne i jasne piwo – specjalność zakładu.
Warto dodać, że Kumpel słynie z wieloletniej tradycji warzenia piwa.
Restauracja oferuje wyśmienite dania, także kuchni galicyjskiej. Stara się połączyć ukraińskie, polskie, słowackie, austriackie i ormiańskie tradycje kulinarne. Wśród szerokiego wyboru potraw można tu znaleźć: flaki, zupę czosnkową, barszcz ukraiński, domowe kiełbasy, golonkę oraz pierogi z ziemniakami lub z bryndzą.
Miejsce to, jest bardzo popularne wśród miejscowych i turystów, nie tylko ze względu na wyśmienita kuchnię lecz także na ceny, które przedstawiają się następująco:
– pierogi 33 UAH – 6 zł
– bigos 64 UAH – 11 zł
– zupa czosnkowa 56 UAH – 9,50 zł
– barszcz ukraiński 35UAH – 6 zł
– pieczony pstrąg 103 UAH – 18 zł
– 1 l piwa 42 UAH – 7 zł
Jednak głównie atmosfera, czyni to miejsce wyjątkowym. Wnętrze stylizowane jest wzór starych, przedwojennych restauracji ze skórzanymi krzesłami oraz różnorodnymi starymi zdjęciami i przedmiotami.
Całość dopełnia stara, klimatyczna muzyka, także polska. Kiedy z głośników popłynęła piosenkę Hanki Ordonówny – „Na pierwszy znak”, popularny szlagier z lat 30-tych, poczuliśmy się jak w przedwojennym filmie.
Ciekawym miejscem na mapie lwowskich restauracji jest znajdująca się obok Rynku knajpka – Dim Lehend (Dom Legend, ul. Staroyevreyska 48). Bardzo łatwo odnaleźć to miejsce po charakterystycznym różowym kolorze kamienicy oraz smokiem na elewacji.
Goście witani są przez rozmownego kominiarza, opowiadającego różne ciekawe anegdoty o Lwowie. Koniecznie pomyślcie życzenie i dotknijcie jego guzika 😉 Restauracja zajmuje całą kamienicę. Na każdym z 7 pięter znajdziemy pokoje o różnorodnej lwowskiej tematyce.
Możemy usiąść w pokoju poświęconym lwowskiej kostce brukowej, podziemnej rzece czy symbolowi miasta – lwom.
Najciekawszy jest jednak taras z widokiem na miasto który urozmaica siedzący na kominie kominiarz, a nawet zaparkowany samochód!
Miejsce jest warte odwiedzenia, ze względu na wystrój, natomiast kuchnia jest tu przeciętna.
Spacerując po Rynku nie sposób nie zauważyć tłumu turystów tłoczących się w jednej z bram kamienicy, znajdującej się naprzeciwko lwowskiego Ratusza. Ku ironii wszyscy zainteresowani ustawiają się w długiej kolejce do knajpki o nazwie „Kryjówka”.
Dla zachowania pozorów konspiracyjnej atmosfery, miejsce to nie jest w żaden sposób oznaczone. Nie będziemy ukrywać że odwiedziliśmy ten lokal z czystej ciekawości, gdyż jest on stylizowany na kryjówkę UPA. Pamięć o powstańczej armii jest ciągle żywa we Lwowie szczególnie w obecnej sytuacji politycznej.
Jeszcze w trakcie planowania wyjazdu do Lwowa zastanawialiśmy się jak Ukraińcy odnoszą się do kwestii rzezi na Wołyniu. Po przeprowadzeniu wielu rozmów z miejscowymi, doszliśmy do wniosku, że albo próbują pomijać kwestię tej masowej czystki etnicznej albo po prostu nie mają pojęcia o skali ludobójstwa UPA. Brak wiedzy, szczególnie wśród młodszej części społeczeństwa wydaje się być prawdopodobny. Wiadomo podręczniki historii nawet te polskie, często pomijają niechlubne i dla nas wydarzenia.
Analogiczną sytuację można zaobserwować w „Kryjówce”. Lokal ewidentnie nawiązuje do czasów partyzantki banderowskiej. Wejścia strzeże podstarzały partyzant, który wpuszcza gości do środka wyłącznie po podaniu „sekretnego” hasła: „slava Ukraini, herojam slava” (chwała Ukrainie, chwała bohaterom), które jest w zasadzie oficjalnym pozdrowieniem Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, ustanowionym w 1940 r. Udało nam się dostać do środka tylko ze względu na to, że dołączyliśmy do grupy Ukraińców, gdyż mając na uwadze pamięć historyczną, powyższe słowa nawet nie przeszłyby nam przez gardło.
Wnętrze „Kryjówki” przypomina bunkier, z wąskimi przejściami oraz afiszami i karabinami na ścianach.
Po zrobieniu kilku zdjęć wyszliśmy z mieszanymi uczuciami. Jak wcześniej zostało wspomniane, miejsce to pomija kwestię rzezi Polaków na Wołyniu, a skupia się bardziej na obecnej sytuacji politycznej związanej z Rosją. W naszej opinii atmosfera partyzantki oraz otoczka konspiracji, ma wyłącznie cel komercyjny. Jednak mając na uwadze wydarzenia z lat 40-tych, miejsce to wzbudza duży niesmak.
Ciekawy model biznesowy przedstawia tzw. Najdroższa Restauracja w Galicji (adres pl. Rynok 14). Restauracja stylizowana jest na lożę masońską, a co za tym idzie, nie jest łatwo się do niej dostać. Znajduje się tuż nad wyżej wspomnianą Kryjówką. Na pierwszym piętrze starej kamienicy, znajdują się trzy pary drzwi wejściowych, z których tylko jedne wyposażone są w klamkę.
Co więcej nie ma żadnej informacji, że w tym miejscu znajduje się restauracja.
Lekko zdezorientowani zapukaliśmy do drzwi, które otworzył leciwy pan w szlafroku, informując nas że „to tu”. Jednak miejsce w którym się znaleźliśmy nie wyglądało jak restauracja, lecz jak zwykły przedpokój. Nie zdążyliśmy odpowiedzieć, że pomyliliśmy lokal, kiedy otworzyły się następne drzwi prowadzące do „loży”.
W eleganckim wnętrzu, potrawy muszą kosztować, w końcu nazwa też zobowiązuje. Ceny dań oraz napojów mają o jedno „0” więcej w porównaniu do innych restauracji. Kawa czy piwo kosztują 200 UHR czyli bardzo drogo jak na ukraińskie realia.
Jednak jest jeden sekret. Warto odwiedzić to miejsce z specjalną kartą otrzymaną z Kryjówki lub Kopalni Kawy. Jest to o tyle istotne, że ta magiczna karta uprawnia do 90% zniżki!
Na „podwieczorek” koniecznie trzeba odwiedzić Salo Restaurant & Museum (adres: Prospect Svobody 6/8), czyli w skrócie muzeum słoniny. Oczywiście eksponaty wykonane są ze słoniny.
Są obrazy, zdjęcia, a nawet największe bijące serce wykonane z tego słynnego aczkolwiek wątpliwego ukraińskiego przysmaku. Co do tego nie mam wątpliwości, bo wątpię aby komuś gdziekolwiek indziej przyszło do głowy rzeźbienie serca ze słoniny.
Jednak głównym punktem programu, jest degustacja czekoladek ze słoniną. Niestety słonina czy smalec należą do produktów, od których trzymam się z daleka. Pomimo najszczerszych chęci spróbowania, poległam przy pierwszym kęsie.
Dodatkowo w restauracji serwowane są słoninowe usta Marlin Monroe, głowa Putina, a dla odważnych lody…