Kazbegi i Gruzińska Droga Wojenna
Wycieczkę do Kazbegi zaczynam skoro świt, chcę tego samego dnia wrócić do Tbilisi. Podróż w jedną stronę wynosi około 2,5 – 3 godziny, dodatkowo muszę uwzględnić czas na wspinaczkę do słynnego Kościoła Świętej Trójcy. Plan jak najbardziej realny. Wysiadam na stacji metra Didube i udaję się prosto na Dworzec Autobusowy. Do Kazbegi można się dostać na dwa sposoby. Tańsza opcja to marszrutka, koszt przejazdu wynosi 10 lari. Decyduje się jednak na droższą opcję – przejazd prywatnym busem za 15 lari (podobno obecnie wynosi 20 lari – dane z 2019 r.), gdyż w cenę wliczone są wówczas dwa postoje na zwiedzanie.
Busów nie trzeba długo szukać, znajdują się same, jak to w Gruzji.
Wyjeżdżamy z Tbilisi na drogę E117, zwaną złowieszczo – Gruzińską Drogą Wojenną. Od starożytności był to znany szlak handlowy łączący Północny Kaukaz z Południowym. Nazwa Gruzińska Droga Wojenna, przyjęła się dopiero w XIX w. kiedy została poszerzona i umocniona przez Rosjan w celu transportu wojska w rejon Zakaukazia. Tamte czasy minęły, nie są tu prowadzone żadne działania wojenne, natomiast nastroje pozostały bojowe. Mówię głównie o kierowcach, którzy przeprowadzają na tej drodze mrożące krew w żyłach manewry.
Gruzińska Droga Wojenna to jedna z najpięknieszych tras w Eurazji. Na odcinku 200 km przcina Wielki Kaukaz, od Tbilisi, aż po Władykaukaz. Co ciekawsze, tylko tą drogą możemy się dostać do Rosji. Funkcjonuje tu jedyne legalne przejście graniczne, znajdujące się zaledwie 12 km od mojego celu podróży – miejscowości Kazbegi.
Gruzińska Droga Wojenna słynie z zapierających dech w piersiach widoków i wznosi się na wysokość ponad 2300 metrów. Jednak niezależnie od krajobrazu za oknem ja i tak mam zaparty dech obserwując z tylnego siedzenia widowisko na drodze. W programie kierowca przewidział m.in. wyprzedanie na mostach i ostrych zakrętach, czasami zdarza się na ślepo na trzeciego, o szczegółach jak przekraczanie prędkości nie będę wspominać. Nie wiem czy poczuliście dramatyzm sytuacji? Nie? Właśnie zapomniałam wspomnieć o tym, że kierownicę ma po prawej stronie, przy ruchu prawostronnym. Każdy manewr wyprzedzania poprzdzony jest swoistym rytuałem. Zaczyna się od przeżegnania, następnie następuje porozumiewawcze spojrzenie na pasażerkę siedzącą po lewej, na pierwszy rzut oka może się wydawać, że kierowca szuka potwierdzenia, że droga jest wolna, jednak niezależnie od wyrazu jej twarzy, decyzja i tak już została podjęta przed przeżegnaniem. Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że wszyscy użytownicy tej drogi zdają się po prostu na przeznaczenie.
Minęła połowa drogi, pierwszy przystanek, co za ulga… Przede mną rozpościera się krystalicznie czyste jezioro Żinwali, bajecznie położone między górami. A na szczycie twierdza Ananuri. Można ją zobaczyć na wielu materiałach reklamujących turystykę w Gruzji.
Po krótkim postoju na zrobienie zdjęć i zobaczenie twierdzy z bliska, z duszą na ramieniu wsiadam do wehikułu. Tym razem jest jeszcze gorzej, droga staje się coraz węższa, kręta i prowadzi coraz wyżej. Tu już nie ma żartów, kierowca bez przerwy robi znak krzyża. Po kolejnych 60 kilometrach, tuż za słynnym kurortem Gudauri, cali i zdrowi docieramy do Pomnika Przyjaźni Rosyjsko – Gruzińskiej, to nie żart….
Został wzniesiony w 1983 r. z okazji dwusetnej rocznicy podpisania traktatu o przyjaźni między Gruzją a Rosją. Warto się tu zatrzmać nie tyle dla pomnika, co dla niesamowitych widoków.
Krótki postój na zdjęcia i znowu muszę się zmierzyć z Panem Final – Destinantion. Na szczęscie tym razem tylko 30 kilometrów jazdy do Kazbegi, a tak właściwie Stepancminda. Nazwa Kazbegi pochodzi z czasów radzieckich, została nadana w 1925 dla upamiętnienia Gabriela Kazbegiego, który pomógł stłumić antyrosyjską rewolucję na terenie Gruzji. Dlatego w 2006 r. postanowiono przywrócić miasteczku pierwotną nazwę Stepancminda, nadaną na cześć św. Szczepana.
Samo miasteczko nie grzeszy pięknością, natomiast jest punktem wypadowym do najbardziej popularnej atrakcji Gruzji – Kościoła Świętej Trójcy znanego także jako Cminda Sameba lub Gergeti Trinity Church, a także na słynną górę Kazbek.
Do kościoła można się dostać samochodem 4×4 z parkingu w centrum miasta, wówczas ta przyjemność kosztuje 10 lari. Ja zdecydowałam się na wycieczkę pieszo. Trekking nie jest wymagający, droga wiedzie przez las, zdarzają się ostre podejścia, natomiast bez problemu można się obejść bez specjalnego obuwia. Cała trasa zajmuje od 2,5 do 3 godzin.
Pocztówkowy kościół z XIV wieku znajduje się na wyskości 2170 m. To tutaj ukrywano święte relikwie w czasach niepokoju. Chcąc zwiedzić kościół, należy pamietać o skromnym ubiorze: długa spódnica lub spodnie , chusta na głowę i zakryte ramiona są obowiązkowe.
Największe wrażenie robi lokalizacja kościoła pomiędzy wysokimi szczytami, pośród których wyróżnia się Kazbek. Jest to jeden z najwyższych szczytów Kaukazu, liczący ponad 5000 m. Jest to drzemiący wulkan, choć w trakcie mojej wizyty wcale na taki nie wyglądał 😉
To właśnie niesamowity krajobraz czyni to miejsce wyjątkowym. Do Kazbegi najlepiej przyjechać na dłużej, gdyż w okolicy znajduje się wiele atrakcji. Jednak będąc w Tbilisi warto się tu wybrać choćby na jeden dzień.