Tajlandia – pływający targ
Wszędzie gdzie się wybieram staram się znaleźć jakiś lokalny targ, głownie ze względu na to, że nic tak nie odzwierciedla życia społecznego jak właśnie te miejsca. Spośród dotychczas odwiedzonych przeze mnie bazarów, najciekawsze były te w Azji i w krajach arabskich.
Pomijając szeroki asortyment sprzedawanych na nich egzotycznych produktów, panowała tam specyficzna, lokalna atmosfera. Spotkałam się z wieloma krytycznymi opiniami dotyczącymi natarczywości sprzedawców, szczególnie w krajach arabskich. Nie da się ukryć, że wyjście na bazar np. w Turcji, może być dla niektórych męczące, jednak warto to potraktować jako kolejne kulturowe doświadczenie. Jest to idealna okazja do poznania bliżej danego kraju, ludzi w nim żyjących, a do tego dobrej zabawy w trakcie ustalania ceny.
Jeśli ktoś, mimo wszystko nie gustuje w klimatach „Cepelii”, Bangkok może stanowić duże rozczarowanie, gdyż właściwie tę metropolię można określić jako jedno wielkie targowisko.
Jednym z ciekawszych bazarów, jakie odwiedziłam był Damnoen Saduak – pływający targ, znajdujący w odległości około 100 km od Bangkoku.
Położony jest na kanale o długości 32 km, który został wybudowany w 1866 r., na polecenie Króla Ramy IV aby ułatwić transport pomiędzy dwoma okolicznymi prowincjami.
Damnoen Saduak, stanowi niejako relikt dawnego Bangkoku, który niegdyś składał się sieci połączonych ze sobą kanałów. Wsiadając w tradycyjną tajską łódkę można sobie wyobrazić jak wyglądało, kiedyś życie w dawnej „Wenecji Wschodu”.
Tutaj wśród niezliczonej ilości egzotycznych owoców, można nabyć różnego rodzaju pamiątki, jak kapelusze, koszulki, torebki oraz wszelkie „tradycyjne” rękodzieło opatrzone etykietą „made in China”.
Niestety, takie prawa globalizacji, jednak to co jest zaskakujące w pływającym targu, to niesamowita fantazja Tajów, którzy na małych łódeczkach potrafią przygotować tradycyjne potrawy kuchni Tajskiej. Ktoś ma ochotę na Pad Thai? Nie ma problemu, pani w słomkowym kapeluszu z łódki obok, w chwilę podsmaży makaron ryżowy z kurczakiem, oczywiście za odpowiednią kwotę. Jeśli ten „słony” koszt, odbił się nam czkawką, sąsiadka tuż obok podaje nam świeżo wyciśnięty soczek. Jednym słowem, na Damnoen Saduak wszystko jest w zasięgu ręki i portfela.
Doskonałe uzupełnienie atmosfery tego miejsca stanowią, znajdujące się tuż obok targu domy sprzedawców, zbudowane z drzewa tekowego.